czwartek, 19 stycznia 2012

6 tygodni...

6 tygodni kiedy podjęłam walkę, 6 tygodni kiedy obudziłam się rano i stwierdziłam, że tak, to jest ten dzień, to będzie ten czas, teraz się uda. Musi się udać, innej opcji nie ma! Obudziłam się i poczułam, że może akurat tym razem, może teraz... rewelacja! I trwam, dobrze mi z tym, nauczyłam się jeść. Jeść, jeść, jeść.

Koleżanka z pracy nadziwić się nie może, że jedząc tak dużo, pożywnie i smacznie można jeszcze przy okazji chudnąć. Ona zjada co najmniej połowę mniej ode mnie, śmiała się nawet ostatnio, że to co ja jem w ciągu jednego dnia, ona zjada przez dwa dni. I coś w tym jest. Podstawą chudnięcia jest jedzenie... o czym pisałam już nie raz. Tak więc w planach na jutro:

1) 6:30 koktajl banan-kiwi
2) ok 9 tortilla pełnoziarnista posmarowana bieluchem, na to plastry sałaty lodowej oraz szynka drobiowa i ogórek konserwowy w kostkę, polane keczupem
3) ok 12 obiad - warzywa na patelnię z ziemniakami w ziołach
4) ok 14:30 -15 podwieczorek - mleczna kanapka z przepisu Dukana (no prawie, że zamiast słodziku dałam syrop z agawy)
5) ok 17:30 kolacja - maca czosnkowa z warzywami i jajem :)
6) ok 20 - mus buraczany

1 komentarz: