poniedziałek, 9 stycznia 2012

Kryzys

No i nastąpił ...
Pierwszy kryzys ...
U Basi euforia i 70 z przodu, a u mnie + 0,3 kg od zeszłego tygodnia.
Tydzień był nawet w porządku jeśli chodzi o przestrzeganie założonych zasad...
Wprowadziłam więcej posiłków (4-5), do tego minimum 2 litry płynów dziennie, przemyślane menu.
Ale w piątek zaczęło się ... poczułam że wynik tygodniowy będzie po prostu kiepski.
Waga jakby stanęła, a przynajmniej wymiary.
Do tego zdecydowanie mniej ruchu niż tydzień temu - wtedy byłam na wolnym i zdecydowanie więcej się ruszałam, ten tydzień upłynął głównie za kierownicą, ewentualnie za biurkiem.
W sobotę złamałam się ... zaczęło się od kawałka ciasta z teściem, a skończyło na połowie bombonierki i garści czipsów, potem dowaliłam sobie jeszcze sutą kolacją u znajomych.
Niedziela ... ?! Powtórka z rozrywki ... pizza i frytki na obiad.
A potem głęboki sen ... chyba po to żeby zapomnieć, że tak zawaliłam.
Już tak dobrze mi szło ... i co?
No właśnie ...
Tak jak to w życiu, jest euforia, radość, dobre chwile (jak u Basi :)
i te gorsze, zwątpienia, zatracenia braku wiary w siebie i swoją siłę ... siłę woli.
Basia dała mi smsowego kopa (niejednego) i pora się pozbierać ...
nic straconego ... 71,7 to nie tragedia ...
Trzeba wziąć się w garść i uwierzyć w to że się uda!

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że sie nie poddasz i będziesz ładnie trwała. Siłę trzeba odnaleźć w sobie, a moje kopy jak nie będziesz chciała nic nie dają tak naprawde. Ale staram się, chcę byś trwała ze mna, byś ze mną cieszyła się ze wszelkich sukcesów. Dasz radę, kto jak kto ale ty byś miała nie dać rady? Góralka z krwi i kości?

    OdpowiedzUsuń
  2. no to chyba nie mam wyjścia :) wjechałaś mi na ambicje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie masz kochana, oj nie masz :)

    OdpowiedzUsuń